piątek, 8 lipca 2011

Santiago!

17.09.2010
Ciężko w to uwierzyć, ale... jestem u celu. Wyruszyłyśmy z Miyae tego dnia wcześnie, pełne energii i zapału, podekscytowane. Droga była łatwa, w większości prowadziła przez las. Ostatnia kawa w barze, potem słynne Monte do Gozo - "Góra Radości" - wzgórze, z którego średniowieczni pielgrzymi po raz pierwszy mogli ujrzeć wieże katedry i... Santiago! Dawno nie czułam takiego szczęścia i wzruszenia. Po drodze rozmawiałyśmy o tym, ile dobra spotkało nas na Camino, jak bardzo pozytywnie jesteśmy teraz nastawione do życia i świata, do przyszłości. W Santiago uśmiech nie schodził z naszych twarzy, choć początki miasta nie były zbyt ciekawe - nowoczesne, monotonne. Gdy wśród budynków i uliczek centrum po raz pierwszy ukazała mi się jedna z wież katedry, serce szybciej i mocniej mi zabiło. Wkroczyłyśmy na Praza do Obradoiro tak szczęśliwe, jak nigdy. Nie mogłam uwierzyć, że mam przed sobą katedrę w Santiago de Compostela... tyle razy widziany na zdjęciach Portyk Chwały... stare omszałe mury, wieki historii... wygląda przepięknie, robi niesamowite wrażenie.

Wzruszone i szczęśliwe, odnalazłyśmy biuro pielgrzymie i rozmawiając z dwoma sympatycznymi Izraelczykami, odstałyśmy swoje w kolejce po słynny papier - "compostelkę". Potem odnalazłyśmy albergue Seminario Menor i po codziennych czynnościach (ciężko uwierzyć, że to już Santiago a nie tylko kolejne z mijanych po drodze miast) poszłyśmy zwiedzać katedrę. Weszłyśmy przez sławne Święte Drzwi - la Puerta Santa - otwarte tylko w święte lata compostelańskie, czyli wtedy gdy uroczystość św. Jakuba - 25 lipca przypada w niedzielę - rok 2010 był właśnie takim Świętym Rokiem, kolejny dopiero w 2021!), przeszłyśmy z tyłu ołtarza, by zgodnie z tradycją objąć figurę św. Jakuba (całą ze złota i klejnotów!) i wyszeptać mu na ucho swoje intencje, a potem chwilę pomodlić się przy Jego grobie. Było to dla mnie niesamowicie silne przeżycie, bo przecież po to szłam 35 dni, prawie 800 km... Bogaty ołtarz robi wrażenie, widziałam też słynne botafumeiro - ogromne kadzidło, które podczas uroczystych mszy "lata" od sufitu do sufitu, rozhuśtywane przez kilku mężczyzn. Reszta wnętrza katedry jest zupełnie prosta, pozbawiona ozdób, choć monumentalna. 

Wieczorem w albergue ogarnął mnie wielki, wielki smutek. Bo coś się skończyło... bo tęsknię za czymś nieokreślonym... bo czekają mnie kolejne pożegnania. Ludzie często spodziewają się czegoś wielkiego po dotarciu do Santiago. A tymczasem nie ma żadnych fanfar, fajerwerków. To, co się dzieje, dzieje się w Twoim wnętrzu, a zazwyczaj jest to ogromna przemiana. Wielu podejmuje trud dalszego pielgrzymowania - na Koniec Świata. Ja też wyruszam, a więc to jeszcze dla mnie nie koniec pielgrzymki, choć najważniejszy cel został już osiągnięty. 

Wieczorem siedzimy z Miyae na "tarasie widokowym" koło seminarium, z którego widać panoramę miasta, wieże katedry... Oglądamy śliczny zachód słońca, rozmawiamy. W oddali panorama, światła Santiago, my (smutne) u celu wędrówki - jedno marzenie spełnione... i Léo, Francuz - luźny, lajtowy, radosny, mówiący, że nie liczy się dokąd idziesz, że to wszystko jest to samo... I że nie chodzi o cel. Mądrze. To nie żadna nowość, że liczy się Droga, że ona sama w sobie jest celem. Ale cel też był piękny i został spełniony - apostoł św. Jakub przyjął mój trud, hołd, modlitwę. A stare mury katedry ujrzały kolejnego strudzonego, ale szczęśliwego pielgrzyma, jednego z milionów, którzy wpisali się w wielowiekową historię i tradycję tego miejsca. Gdy patrzyłam na katedrę (a napatrzeć się nie mogłam), sprawdziły się słowa mojego hiszpańskiego przyjaciela, że kamienie do nas przemawiają - las piedras hablan...



wreszcie upragniony cel!

odbiór "compostelki"





albergue Seminario Menor

zachód słońca nad Santiago



11 komentarzy:

  1. To się pewnie minęłyśmy, ja z sostrą byłam w Santiago 19-21 września, a w Finisterrze 21-22 :)

    A czy mogłabyś jeszcze napisać na koniec takie krótkie podsumowanie gdzie według Ciebie koniecznie trzeba się zatrzymać, co koniecznie zobaczyć? :)

    P.S. Wybierasz się w tym roku na Camino inną trasą? :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo, no to faktycznie jakośtam się musiałyśmy mijać w Santiago;) No, pewnie napiszę pod koniec jakieś podsumowanie, ale póki co jeszcze mi została droga do Finisterre:)
    A na Camino w tym roku będę przez 2 tyg.jako hospitalera w małym albergue w Granon, parę km za Santo Domingo de la Calzada:)
    A wy wybieracie się Drogą Francuską w tym roku?
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, na pewno się przyda takie podsumowanie, no i opis drogi do Finisterry, bo w zeszłym roku tylko autobusem tam pojechałyśmy. W tym roku moja siostra idzie kawałek Norte, a potem Primitivo, natomiast ja zaczynam Drogę Francuską z Saint Jean 7 września. Kiedy będziesz w Granon? Może będzie okazja żeby się spotkać? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Drogę do Finisterry polecam, bo to jeden z piękniejszych odcinków Camino:) chociaż wy na Norte w sumie miałyście aż nadto oceanu, ale po Francuskiej naprawdę robi wrażenie:) Z powrotem wraca też atmosfera z początku pielgrzymki, bo znikają znów te tłumy, które pojawiają się na 100 km przed Santiago i znów jest miło i kameralnie:)
    Super, że wracacie znów na Drogę! Buen Camino :) ale nie spotkamy się niestety bo ja w Granon jestem od 1 sierpnia, a we wrześniu to już będę z powrotem w Polsce:(

    OdpowiedzUsuń
  5. O albergue w Grañon czytałam same dobre rzeczy, więc pewnie Twój wybór nie był przypadkowy :) Szkoda, że się nie spotkamy... Może innym razem ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie było mnie tu raptem tydzień, a Ty juz zdążyłaś dotrzeć do Św. Jakuba:) co prawda wiem, że dzielisz się swoją drogą z perspektywy czasu, ale postanowiłem dopiero teraz Ci pogratulować i podziękować kolejny raz za Twoją Camino de tu vida:)
    Pozdrawiam
    Jarek

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję:):)
    A nagłe "przyspieszenie" wynika z tego, że wreszcie skończyła się sesja, zaczęły wakacje i mam w końcu czas żeby pisać :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow! Przeczytałem Twojego bloga w kilka godzin. Coś wspaniałego. Pięknie piszesz o Camino zwłaszcza doceniam fakt, że pisałaś to z perspektywy czasu, gdzie wiele detali ucieka. Ty je zachowałaś w swoich wspomnieniach. Miesiąc temu pierwszy raz usłyszałem o Camino. Jestem zapalonym rowerzystą i zamierzam we wrześniu 2012 wybrać się w moje Camino tą samą trasą co Ty. Niestety nie będe miał tyle czasu (najwyżej 14 dni). Dziękuję za Twoje Świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję bardzo :) miło czytać takie słowa. Podczas drogi robiłam codzienne zapiski - potem w ciągu całego roku pisząc na bloga odtwarzałam przy pomocy tych notatek i zdjęć moje wspomnienia i bardzo to polecam - było jak powtórne przeżywanie wszystkiego co się przeżyło:):)
    A na rowerze myślę, że da radę zrobić Camino Frances w 2 tygodnie, spotykałam takich, którzy to robili:) Życzę powodzenia i Buen Camino oczywiście!:):)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowite! Aż nie jestem w stanie opisać emocji jakich doświadczyłem czytając Twój blog. O Camino pierwszy raz usłyszałem już dawno, bo 5 lat temu i od początku mnie zafascynowało. Teraz, kiedy powoli zacząłem się gubić w tym skomercjalizowanym świecie chyba czas najwyższy na odnalezienie sensu życia, swojej pasji... Słyszałem gdzieś, że jeśli usłyszy się raz o Camino, to ona nas samo kiedyś odnajdzie :)
    Pozdrawiam
    Krystian :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mój blog spełnia rolę, którą miałam w zamyśle zaczynając go - zachęta do tego żeby wyruszyć, żeby mówić, że naprawdę się da i jest to naprawdę proste jak się chce :) Też kiedyś najpierw dowiedziałam się o Camino, potem marzyłam, a teraz pozostaje mi wciąż przekonywać: "idź, idź, idź, idź, bo WARTO" :) Dziękuję za ten komentarz i trzymam kciuki za Twoją pielgrzymkę!!!!

      Usuń