poniedziałek, 18 lipca 2011

Po upływie czasu

22.10.2010
Miesiąc później znów jadę pociągiem z Krakowa do Łodzi. Tym razem już po pierwszym doświadczeniu studenckiego życia. O Camino nie zapomniałam :) Żyje we mnie, jego wspomnienie daje mi radość, energię, siłę. Są owoce - jestem samodzielna, bardziej śmiała, otwarta, nie boję się ludzi. Chcę czynić dobro, przestać robić wciąż wszystko dla siebie, a zacząć robić coś dla drugiego człowieka, stąd decyzja dołączenia do grupy charytatywnej. Na zajęcia na uczelni latam jak na skrzydłach - wszystko mnie fascynuje i pasjonuje... zachwycam się brzmieniem mowy hiszpańskiej, napawam lekcjami o literaturze i kulturze, obcując ze starymi murami miasta królów, czuję się na wskroś humanistką w dawnym znaczeniu tego słowa. Uczestniczę we wszystkim w czym mogę, chcę się angażować, oddycham pełną piersią... żyję! Wszystko wokół mnie jest niesamowitą inspiracją do życia, które kocham.
Tak to wygląda miesiąc po powrocie z Camino :)

moje ukochane miasto...

... gdzie po powrocie z Camino zaczęłam zupełnie nowe życie :)

20-25.04.2011
Tym, co jest nie mniej cenne a co również przetrwało z Camino są przyjaźnie, znajomości - jednym słowem ludzie. Moimi najlepszymi przyjaciółmi z Drogi są Miyae z Korei, Roberta z Włoch i Marcos, Hiszpan. Ostatnia dwójka (a także siostra Marcosa, Laura) postanowiła odwiedzić mnie w Krakowie i wybraliśmy na to przepiękny, słoneczny, wielkanocny tydzień :) Niesamowicie było znów spotkać się, maszerować razem, wspominać i śmiać się - przy okazji moi zagraniczni przyjaciele mieli okazję poznać mój kraj i jego wielkanocne tradycje, zwiedzić nasz przepiękny Kraków i zobaczyć jak wyglądają święta w polskiej rodzinie (bo odwiedziliśmy też moją rodzinną Łódź). Kontakt utrzymujemy nadal. Owocem więc Camino są także międzyludzkie więzi - trwalsze niż mijające miesiące, niezależne od różnic zwyczajowych i językowych ani od dzielącej nas odległości:)
z Robertą i Marcosem wśród magnolii na Wawelu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz