niedziela, 13 marca 2011

Hiszpański Elvis

 31.08.2010
Droga z Danielem, Claire i Robertą - znów poważne rozmowy przeplatają się z wesołym śpiewem. Ja i Włoszka zostajemy dziś w Sahagún, ciekawym miasteczku gdzie spotkać można najstarsze przykłady charakterystycznego dla Hiszpanii architektonicznego stylu mudéjar, łączącego elementy europejskie z arabskimi. Albergue - przyjemne i ciekawe, mieści się w budynku starego kościoła. Idziemy na obiad z Francuzką Lucie i Niemką Andreą. Jem prawdziwą hiszpańską paellę z owocami morza. Jest smaczna, ale jednak z ulgą kończę - dziewczyny nie mogą się nadziwić czemu nie zachwycam się obfitością muszli, skorupiaków i krewetkowych odnóży wystającymi z przyprawionego szafranem ryżu ;-)
Wieczorem odnajduje mnie znów moja koreańska przyjaciółka Miyae, ciągle przemieszczająca się autobusem. Dowiaduję się od niej, że dotarł też tu dziś spotkany przez nas w Orisson, na początku wyprawy pan Andrzej - wesoły "góral" z akordeonem! Niestety nie udaje mi się go ponownie spotkać, podobno jest w drugim albergue. Miyae nazajutrz jedzie prosto do León i obiecuje, że tam na mnie poczeka i będziemy dalej już razem kontynuować pielgrzymkę.

01.09.2010
Tego dnia sprawdzają się dwie z caminowych zasad:
1. Rozpoczęcie dnia w ciemnościach może zaowocować pomyleniem drogi.
2. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, czyli że pomyłka może okazać się korzystna.
Otóż nudny i monotonny odcinek trasy do Reliegos ma dwie wersje - jedną wzdłuż szosy, drugą alternatywną przez pola, pierwotnym szlakiem - niestety tylko z jedną miejscowością po drodze na odpoczynek. Decydujemy się z Robertą iść trasą zwykłą, prostą, wzdłuż jezdni - w momencie wyboru jest jeszcze ciemno, więc nie chcemy ryzykować zgubienia się na alternatywnej trasie. Idąc wśród natury, dziwimy się złym opiniom odcinka w przewodnikach, ale i brakowi miasteczek po drodze. Wszystko wyjaśnia się gdy w końcu docieramy do miasteczka i na tabliczce widzimy nazwę... Calzada de los Hermanillos. Wbrew zamierzeniom, pomyliłyśmy się i poszłyśmy trasą alternatywną. Nie żałujemy jednak, bo trasa była urokliwa, a i pogoda sprzyjająca - niebo zachmurzone, orzeźwiający wietrzyk, parę kropli deszczu - w sam raz, by nie umrzeć z gorąca na tym pustkowiu. Nie spotykamy prawie wcale innych pielgrzymów, w jedynej wiosce po drodze wchodzimy do baru na kawę, potem drogę wskazuje nam jakiś sympatyczny hiszpański staruszek. Na koniec, gdy jesteśmy już wyczerpane dzisiejszą drogą (31 km), Roberta proponuje wspólne odmówienie różańca. Każda dziesiątka w innej intencji - nam bliskiej, i na zmianę - jedna po polsku, jedna po włosku. Piękne i bardzo pomogło nam w przetrwaniu tego ostatniego wysiłku.

O głównej atrakcji Reliegos już parę kilometrów przed miastem informują nas poprzyklejane na drzewach i słupach artykuły z gazety, wszystkie przedstawiające szelmowsko uśmiechniętego, wąsatego mężczyznę w czarnym, przekrzywionym zadziornie berecie. Zwą go "Elvisem Presleyem Camino". Jego bar, Il Torre to wielka książka - całe ściany pokryte są przeróżnymi napisami w różnych językach, zostawianymi przez pielgrzymów. Sam Elvis jest szalony i wesoły, wydaje się być nie z tego świata. Idziemy do jego baru wraz z Lucie, Andreą, Litwinką Ievą i grupą Hiszpanów, z okazji urodzin Lucie. Hiszpanie kupili ciasto, złożyliśmy sympatycznej Francuzce życzenia, trochę tańczyliśmy (oj nie odpoczęły biedne pielgrzymie stopy), no i oczywiście dodaliśmy swój ślad na ścianie baru szalonego Elvisa. Hiszpanie, jak przystało na prawdziwych caballeros, za wszystko zapłacili;-) Wieczór ciekawy, po raz kolejny coś nowego i urozmaiconego. Może  tym razem tylko mało "pielgrzymkowy".
Po głowie chodzi mi piosenka zespołu Partia - "Hiszpański Elvis" ;-)

Dodatek praktyczny: Alternatywne odcinki tras Camino będą pojawiać się parokrotnie. Wyboru należy dokonać oceniając obiektywnie swoje siły, możliwości i warunki pogodowe - trasy alternatywne, zazwyczaj odcinki pierwotnego szlaku Camino, nie prowadzą w przeciwieństwie do trasy normalnej wzdłuż jezdni i szos, a raczej przez pola i wśród przyrody, ale zazwyczaj też są trochę cięższe i mniej zaludnione, można długo iść nimi nie spotykając innych pielgrzymów, ani możliwości zaopatrzenia czy odpoczynku w cieniu. Trzeba więc się dobrze zastanowić przed wyborem odpowiedniej trasy.

droga i długo długo nic


coraz bliżej do León

Camino w prowincji Palencia

świętujemy urodziny Lucie w barze "Hiszpańskiego Elvisa"

tego wieczoru pielgrzymie stopy nie odpoczęły ;)

dodajemy swój ślad w wielkim pielgrzymowym pamiętniku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz