czwartek, 9 grudnia 2010

W bajecznej Pampelunie

 17.08.2010
Droga znów nie była wcale taka prosta (mimo teoretycznego końca gór), szczególnie że zabrakło już rześkiego górskiego chłodu i pogoda zrobiła się iście hiszpańska. Wyprzedziła nas znajoma Francuzka Sylvaine, a za nami została druga z Koreanek. Ja i Miyae poruszamy się podobnym tempem. Wkrótce okaże się, że wspólne tempo jest istotną kwestią przy doborze towarzyszy drogi - gdy nie będzie można go dostosować, trzeba się będzie żegnać. Wiele razy z bólem serca będzie się widziało pokochanych w krótkim czasie ludzi, znikających daleko w przodzie bądź będzie się zmuszonym zostawić ich z tyłu. Wielu spotka się ponownie, czasem po wielu wielu dniach, ale niektórych nie zobaczy już nigdy.
Tymczasem dalej zachwycam się Navarrą, idąc czy to wśród lasu wzdłuż strumienia, czy mijając prześliczne wioski i miasteczka położone nad rzeką. Odpoczywamy troszkę w Villava - Trinidad de Arre. Miyae próbuje dodzwonić się z budki telefonicznej do domu, a ja rozkładam się na ławce i chłonę otaczającą mnie rzeczywistość. Miasteczko jest przecudowne - daje nam przedsmak tego, co czeka w Pampelunie (hiszp. Pamplona). Kolorowe kamienice, drzewa posadzone wzdłuż głównej ulicy, na murach kolorowe napisy po hiszpańsku i baskijsku, flagi, muzyka dobiegająca z okien, kwiaty, żar lejący się z nieba... Niewielu jest ludzi na ulicach o tej porze dnia, przyzwyczajeni są też pewnie do widoku pielgrzymów, ale mimo wszystko jak dziwne i szalone wydawać im się musi to, że zamiast odpoczywać gdzieś na gorącej plaży, dwie młode dziewczyny dźwigają z powrotem w górę ciężkie plecaki, ocierają z czoła pot, nakładają kapelusze i ruszają dalej przed siebie w tym niemożliwym gorącu.
My jesteśmy jednak radosne i szczęśliwe - przed nami Pamplona! Jednak do miasta dowlekamy się resztkami sił - upał naprawdę daje się we znaki i klucząc wśród wąskich, kolorowych uliczek, odnajdujemy wreszcie albergue municipal o nazwie "Jesús y María". W drzwiach wita nas radośnie... Benedicte, inna zaprzyjaźniona Francuzka, która okazała nam już w drodze wiele życzliwości i pomocy.
Kąpiel pomaga nam poczuć się jak nowonarodzone i ruszamy na podbój stolicy Navarry. Albergue posiada kuchnię, więc Miyae obiecała mi jakieś koreańskie przysmaki - niestety, zapomniałyśmy, że trwa właśnie sjesta. Czyli wszystkie sklepy pozamykane. Całe popołudnie włóczymy się jednak po mieście, którego uroku nie sposób opisać. To tu corocznie w lipcu odbywa się słynne San Fermín, podczas którego można zobaczyć gonitwy byków. Upamiętnia to zdarzenie pomnik. Poza tym nie wiadomo w którą stronę obrócić głowę, takie wszystko jest tu piękne! Miyae jęczy, że chce tu zamieszkać i w tym celu rozgląda się już za jakimś hiszpańskim narzeczonym;)
Wraz z końcem sjesty znajdujemy też otwarty sklep i robimy zakupy, by potem przygotować w hostelowej kuchni pikantnego kurczaka z ryżem na sposób koreański (Miyae twierdzi, że wcale nie było to zbyt ostre, w każdym razie jak na gust europejski - wierzcie mi, było!). Je z nami Benedicte, a potem w trójkę ruszamy do centrum, gdzie zajadamy pyszne lody na głównym placu miasta i patrzymy jak wraz z zapadaniem zmroku wszystko się ożywia, a wyludniony po południu plac, zapełnia się teraz młodymi Hiszpanami. Jest to wieczór pożegnalny z Benedicte - jutro wraca do swojego domu, do Francji. Nie wiem jeszcze wtedy, że następnego dnia będę też musiała rozstać się z Miyae...

Dodatek praktyczny: Warto pamiętać, że w czasie siesty (jej czas waha się w godzinach 13-17 w zależności od miejsca), wszystko jest pozamykane i nawet w dużym mieście raczej nie uda nam się wtedy zrobić zakupów, ani też zjeść w restauracji. 
Nieodłączną częścią wędrówki są pożegnania. Trzeba do nich po prostu przywyknąć. Nie raz na trasie płyną łzy po rozstaniu z osobą, którą znało się zaledwie dwa bądź trzy dni. Nie ma jednak co rozpaczać - Camino jest nieprzewidywalne i zdarza się tak, że spotykamy nagle po wielu dniach kogoś, kogo myśleliśmy, że już więcej nie zobaczymy. Nigdy nie wiadomo jakie wydarzenia sprawią, że znowu przetną się nasze drogi.

Jedna z wersji oznakowania szlaku

tonąc w zieleni...

bajecznie kolorowa Pamplona

tu mogę zamieszkać!:)

Pamplona nocą


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz