piątek, 6 maja 2011

Mimo zmęczenia

 08.09.2010
Dziś przepiękna, choć długa droga. Gdy wyruszałyśmy z Miyae z El Acebo, tradycyjnie było jeszcze ciemno. W oddali widać było zarysy gór i bajecznie kolorowe światła Ponferrady. Widoki przez cały dzień były nieziemskie - dzikie górskie ścieżki, zejście strome, ale przepiękne. Dość wcześnie doszłyśmy do Molinaseca, przecudnego górskiego miasteczka, gdzie zatrzymałyśmy się w barze na śniadanie. Po nim ruszyłyśmy dalej ku Ponferradzie, gdzie ku naszemu zdumieniu i radości trafiłyśmy na... fiestę! W końcu! Prawdziwa, hiszpańska fiesta ;-) Grała muzyka, w procesji szły kobiety w kolorowych sukniach i inni ludzie w różnych tradycyjnych strojach, grała orkiestra i kastaniety, wszędzie powiewały hiszpańskie flagi. Było święto Maryi, patronki Ponferrady. Samo miasto, pięknie położone wśród gór, też nam się bardzo podobało, szczególnie w centrum. Jego główną atrakcją jest zamek templariuszy. Za Ponferradą okazało się, że nie mamy już nic do jedzenia, bardzo głodne poszukiwałyśmy więc jakiegoś otwartego sklepu, ale niestety nic z tego - w porze sjesty wszystko było zamknięte. Nigdy nie zapomnę radości jaką sprawiła nam sucha, pyszna bagietka kupiona w jedynej otwartej piekarni - Camino uczy cieszyć się z drobnych rzeczy i doceniać te na co dzień pospolite :-)
Chciałyśmy przenocować w Camponaraya. Niestety - przewodnik wprowadził nas w błąd, nie było tam albergue i musiałyśmy iść 6 km dalej do Cacabelos. Dowlokłyśmy się tam dopiero o 17:30, całkiem wykończone, choć resztkami sił podziwiałyśmy jeszcze po drodze piękne widoki zielonych wzgórz i winnic. W uroczym Cacabelos albergue znajduje się na dziedzińcu kościoła - są to przytulone do jego muru przytulne dwuosobowe pokoiki. Wieczór spędziłyśmy bardzo miło ze spotkanym w albergue Jackiem, Polakiem, który odbywa swoją pielgrzymkę na rowerze, poszliśmy razem na menu peregrino. Wbrew nadziejom, nie spotkałyśmy go już więcej na trasie następnego dnia, jednak wieczór spędzony z rodakiem był przemiły.

09.09.2010
Początek dnia bardzo trudny, wciąż byłyśmy zmęczone po długiej trasie i wysiłku dnia poprzedniego. Posiliłyśmy się jednak croissantem i gorącą czekoladą w przepięknym Villafranca del Bierzo, spotkałyśmy też Monikę i Michała z polskiej grupy. Po drodze wciąż góry i małe, urocze miasteczka. Po drodze rozmawiamy o tym, co Camino już w nas zmieniło. Miyae opowiada mi o swojej rodzinie i jej problemach, wczoraj była nimi jeszcze bardzo przygnębiona, a dziś mówi mi, że czuje się silna, że jest szczęśliwą osobą i po powrocie do Korei nie może o tym zapomnieć. Powiedziała też, że widzi, że ja jestem też dużo doroślejsza niż na początku Camino, gdy mnie poznała. Tak, dorosłam.
Zatrzymujemy się w Vega de Valcarce, na kolację robimy sobie sałatkę i jemy ją na tarasie z widokiem na góry.

Dodatek praktyczny: Należy dokładnie się upewnić, czy w miejscowości gdzie zamierzamy się zatrzymać na pewno jest albergue - czasem przewodniki się mylą bądź mają przestarzałe informacje. Dodatkowe, nieprzewidziane kilka kilometrów na koniec dnia może naprawdę wykończyć.


Molinaseca

typowe hiszpańskie śniadanko


przedstawicielki Andaluzji na fieście w Ponferrada

Ponferrada - fiesta




do celu już "blisko" :)

Cacabelos - zmęczenie nie odbiera uśmiechu :)


Villafranca del Bierzo





Vega de Valcarce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz