piątek, 5 listopada 2010

Przez Pireneje

14.08.2010
Podekscytowana (i szczerze mówiąc również lekko przerażona) wysiadłam z lokalnego pociągu na malusieńkiej stacyjce w urokliwym Saint Jean Pied de Port. Taszcząc o wiele za ciężki plecak, swoje kroki skierowałam tam, gdzie inni pielgrzymi - wąskimi zabytkowymi uliczkami, wśród bajkowych domków z okiennicami i kwiatami oraz powiewających na wietrze czerwono-zielonych chorągiewek, prosto do biura dla pielgrzymów. Zaopatrzona w credencial, mapkę, rozpiskę schronisk na całej trasie i życzliwy uśmiech, mogłam ruszyć w drogę. Oczywiście jak przystało na kobietę, mimo zaopatrzenia w mapkę, poszłam nie w tym kierunku co trzeba;) Ale ćśśśś... przynajmniej zobaczyłam więcej uroków Saint Jean, w tym starą średniowieczną bramę pielgrzymią!
Na przejście całego odcinka przez Pireneje tego dnia było już za późno, ale nie chciałam zwlekać z wyruszeniem, więc postanowiłam zatrzymać się w schronisku Orisson. Dobra decyzja! Na samym początku Camino wcale nas nie rozpieszcza - prowadzi od razu stromo pod górę. Widoki są prześliczne, ale zmęczenie prędko daje się we znaki (szczególnie po nocy spędzonej w pociągu). Na dodatek im wyżej, tym pogarszała się pogoda. Na kilometr przed Orisson nie było już śladu po słońcu, które zostało na dole i musiałam przestać udawać, że jedynie lekko kropi dla ochłody, więc wyciągnęłam moje przeciwdeszczowe poncho. Gdy doczłapałam się na miejsce, wyglądałam jak siódme nieszczęście, a i zmęczona byłam niemiłosiernie - niby 8 km, ale za to jakich!
Ze schroniska, przepięknie położonego wśród gór, rozciągał się przecudowny panoramiczny widok na Pireneje. Choć nie jest to jeszcze typowe albergue dla pielgrzymów, a raczej (sądząc po cenie) miejsce dla turystów, większość zatrzymujących się tu była pielgrzymami. Jednak Orisson warte było swojej ceny! Pokój dzieliłam z grupką Kanadyjczyków - niesamowicie pozytywnych ludzi, z którymi iść będę jeszcze długo potem, oraz z Miyae - młodą Koreanką, z którą połączy mnie wielka przyjaźń. Mimo różnych losów na trasie, ostatecznie do Santiago dotrzemy razem (ale o tym kiedy indziej;-)).
Magia Camino dała o sobie znać już tego pierwszego dnia. Wyczerpaną wrażeniami (i dalej troszkę przerażoną tym wszystkim, na co się porywam), z popołudniowej drzemki obudziły mnie... polskie głosy! Szybko pobiegłam na dół i spotkałam jedną z osób, które tworzą koloryt tej Drogi. Polak, pan Andrzej, przemierzał Camino w pięknym kapeluszu ozdobionym własnoręcznie muszlami, z prawdziwym pielgrzymim kijem (również wykonanym własnoręcznie i zakończonym polską flagą) oraz... akordeonem, na którym radośnie grał, wyśpiewując przy tym góralskie piosenki! Przed drzwiami schroniska spotkał się akurat... z umundurowanymi Węgrami na koniach, którzy (nie wiedzieć skąd) świetnie znali polski i umieli śpiewać nawet polskie piosenki żołnierskie. Pan Andrzej długo jeszcze grał i śpiewał, ku uciesze wszystkich zgromadzonych w przytulnej jadalni z kominkiem, pielgrzymów.
Dzień zakończyła pyszna kolacja w międzynarodowym gronie - Kanadyjczycy, Koreanka, Polka (ja), Anglicy, Francuzi, Włosi... Rano zjedliśmy w tym samym miejscu śniadanie, podziwiając cudowny wschód słońca ponad górami, a potem każdy z tych pielgrzymów zarzucił plecak i rozpoczął dalszą przeprawę przez Pireneje - wciąż na samym początku, wciąż jeszcze niepewni i pełni oczekiwań - w stronę Roncesvalles.

Dodatek praktyczny (pomyślałam, że takie informacje mogą być dla wielu bardziej przydatne niż subiektywny opis drogi):
Z Krakowa dostałam się samolotem do Paryża (tanie linie easyJet). Z lotniska jedzie autobus na dworzec Montparnasse (korzystając z dużego zapasu czasu, zdążyłam jeszcze pieszo zwiedzić centrum francuskiej stolicy). Nocnym pociągiem (spać się niestety nie dało, ale pogadać i owszem - zaznajomiłam się z... gitarzystą francuskiego zespołu reggae!) dotarłam stamtąd do Bayonne, skąd rano odjeżdżał mały lokalny pociąg do Saint Jean Pied de Port (jedzie ok. 1,5 godz., przez góry, wśród strumyczków, skał i natury w czystej postaci). Pociąg z Paryża do Bayonne zarezerwować można na stronie TGV. W Saint Jean kierujemy się tam gdzie wszyscy, ale bez problemu można znaleźć też oznaczenia, bądź spytać kogokolwiek - biuro znajdziemy prędko. Potem już kierujemy się żółtymi strzałkami i czerwono-białym szlakiem. Cena noclegu w Orisson (wraz z kolacją i śniadaniem) to 31 euro, ale warto jeden raz zapłacić tyle za nocleg - jest to dobre rozwiązanie zamiast noclegu w Saint Jean, jeśli wylądujecie tam zbyt późno by tego dnia dotrzeć aż do Roncesvalles.

Bajkowe Saint-Jean-Pied-de-Port

kapelusz pana Andrzeja :)

wschód słońca - widok z Orisson

2 komentarze:

  1. Hola Peregrina,
    próbowałem wczoraj przesłać swój komentarz, może coś nie tak zrobiłem i nie widzę go, ale do rzeczy. Właśnie porządkuję swoje zapiski z Camino i chciałem się coś więcej dowiedzieć o p. Andrzejku w kapeluszu i z harmoszką. Wpisałem więc Pan Andrzej i Camino no i wyskoczył jako pierwszy Twój blog. Przeczytałem i bardzo mi się podoba, ale, no właśnie mam parę pytań: z Twojej opowieści wynika, że p. Andrzejka spotkałaś w schronisku Orisson, 14 sierpnia. My (Maciek i ja) dotarliśmy do St Jean Pie de Port 15 sierpnia i spotkaliśmy p. Andrzejka w albergue w której się zatrzymaliśmy, spał na tej samej sali co my. Opowiadał bardzo dużo i chyba nasze chrapanie (tak mniemam) dopiero przerwało jego opowieści.
    W poniedziałek rano 16 sierpnia wyszliśmy na Camino i po południu dotarliśmy do Ronsesvalles, tam dogonił nas p. Andrzejek.
    Jak to w końcu było, czy p. Andrzejek szedł przez Pireneje tam i nazad?
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
    Adam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam:)
    Jesteś pewien z tymi datami? Ja pisałam dokładnie pamiętnik i jestem pewna, że to był 14 sierpnia, Orisson:) Później już niestety nie spotkałam p.Andrzeja ani razu, tylko słyszałam o nim bodajże w Sahagun, ale nocował tam w innym albergue i tylko znajomi mi przekazali wieści o nim. Myślałam ciągle, że był przede mną, bo tak jak pisałam, kiedy zatrzymałam się w Orisson, on poszedł dalej. Była już jednak 18:00, więc nie było szans na dotarcie tego dnia do Roncesvalles, zastanawiałam się czy nocował na dziko gdzieś w górach? Być może w takim razie wrócił tego dnia do SJPdP, gdzie poznał wcześniej przyjaciół w schronisku? Tego nie wiem, trzeba by jego spytać, bo tak jak mówię więcej się nie spotkaliśmy, ale 14 sierpnia w Orisson jestem pewna:)

    OdpowiedzUsuń