niedziela, 10 października 2010

Pierwszy krok

Pierwszy krok postawiony na Camino jest przyzwoleniem na to, by odtąd - przez najbliższe tygodnie - prowadziła cię Droga. Od tej pory czeka cię wędrówka przez góry, pola, wioski, miasta i miasteczka, wśród winnic i wzgórz, aż po ocean na Końcu Świata. Celem pielgrzymowania jest grób św. Jakuba, ale też sama Droga jest celem, a w jej trakcie doświadczysz też niezwykłej wędrówki - w głąb siebie...

Dopiero nad ranem, jeszcze w ciemnościach, gdy znalazłam się z plecakiem na malutkim francuskim dworcu, czekając na lokalny pociąg odjeżdżający do urokliwego, schowanego gdzieś wśród Pirenejów o krok od granicy hiszpańskiej miasteczka Saint Jean Pied de Port, dotarło do mnie, że naprawdę to robię. Wyruszam na Camino de Santiago! Odważyłam się! Zupełnie sama! Dopiero gdy dotarło to do mojej świadomości, miejsce lęku przed nieznanym zajęło radosne przeczucie przygody.
Wiele razy później na Szlaku będzie mi też towarzyszyć irracjonalne poczucie szczęścia, niespowodowane niczym konkretnym poza samą świadomością tkwienia w samym środku spełniającego się marzenia.

Camino de Santiago – Droga św. Jakuba, to najstarszy w Europie pieszy szlak pielgrzymkowy. Nie jest nim jedna droga – szlaków jest wiele, ich sieć oplata cały kontynent, najwięcej punktów wyjścia prowadzi oczywiście z Hiszpanii, ale wg tradycji należy wyruszyć od progu własnego domu. Liczy się to, że wszystkie drogi prowadzą do jednego celu – do grobu św. Jakuba Starszego, Apostoła, jednego z Dwunastu umiłowanych uczniów Jezusa Chrystusa. Niosąc Dobrą Nowinę, dotarł On do najdalszych zakątków znanego podówczas świata – aż do wybrzeży hiszpańskiej Galicji, za którą rozciągał się już tylko niezmierzony Ocean. Po powrocie do Jerozolimy, Jakub jako pierwszy z apostołów poniósł męczeńską śmierć z rąk Heroda Agryppy. Jego uczniowie pożeglowali wraz z ciałem swego mistrza do ziem, gdzie chciał zostać pochowany, gdzie tak długo nauczał – do Galicji. Niestety sarkofag z ciałem świętego zaginął na długie, mroczne, niespokojne dla Hiszpanii lata wojen z Maurami. Odnalazł go dopiero w VIII w. pustelnik Pelayo, prowadzony deszczem spadających gwiazd. W tym miejscu powstało miasto Santiago de Compostela – Santiago de Campus Stellae, Święty Jakub z Pola Gwiazd, szybko stając się celem pielgrzymek średniowiecznych pątników, najbardziej popularnym po Rzymie i Jerozolimie.

Po latach zapomnienia, Szlak ponownie przeżywa swój rozkwit. Spośród wielu dróg do grobu Apostoła, ja wybrałam ten najbardziej tradycyjny, najpopularniejszy – Camino Francés.
I tak oto, 14 sierpnia, zrobiłam to o czym tyle wcześniej czytałam w książkach i relacjach innych – wysiadłam na maleńkiej stacyjce w średniowiecznym, baskijskim miasteczku, w biurze pielgrzyma odebrałam mój własny Credencial del Peregrino – paszport pielgrzyma, i przekroczywszy malowniczy most na rzece, rozpoczęłam moją wędrówkę.

Tu właśnie rozpoczyna się wspomnienie przepięknej przygody, cudownej wędrówki przez krajobrazy północnej Hiszpanii, niesamowitych spotkań z ludźmi, ze sobą i z Bogiem. Ciężko powiedzieć, co w tej podróży jest najwspanialsze. Z jednej strony walory krajoznawcze i kulturoznawcze – takiej Hiszpanii nie zobaczy się na dwutygodniowych wczasach w luksusowym hotelu. Idąc powoli przez cztery regiony i różne prowincje kraju, poznaje się go i jego mieszkańców od zupełnie innej strony, w ich zwyczajnej codzienności. Na początku – Navarra. Od Francji dzieli ją tylko niewielki kamienny słupek, informujący, że już jesteśmy w Hiszpanii.

Navarra zdobyła moje serce pięknem i surowością górskich krajobrazów, maleńkimi, ale niezwykle zadbanymi wioskami z kamienia, o kolorowych okiennicach i balustradach balkoników przystrojonymi morzem kwiatów, baskijskimi akcentami i wmurowanymi w ściany domów kamiennymi herbami starych rodów. Zaczarowała mnie Pampeluna, w której mogłabym zostać całe życie – z jej wąskimi uliczkami, kamieniczkami oszałamiającymi przeróżnymi kolorami, tradycją słynnych gonitw byków, upamiętnioną pomnikiem. Historię wieków pielgrzymowania poczułam przechodząc bardzo starym mostem w Puente la Reina. Zachłysnęłam się zachwytem wśród złotawych kamiennych murów Viany. We wszystkich wioskach po drodze podziwiałam bardzo piękne, stare kościoły, których wieżę widać było już z daleka, wystającą ponad dachami domków.

Następna była La Rioja – ten region z kolei prowadzi pielgrzyma przez niezliczone pola winnic, wśród kiści soczystych winogron, suchymi wzgórzami, w palących promieniach hiszpańskiego słońca. Stolicą regionu jest Logroño – i znów historyczne mosty, kościoły... Ogromne wrażenie robi też przepiękna katedra w Santo Domingo de la Calzada, gdzie wśród wzniosłej muzyki usłyszeć można też... pianie koguta! Istotnie, żywy biały okaz tego ptaka wraz z kurą-małżonką zamieszkuje ozdobną klatkę we wnętrzu świątyni. W niewielkiej odległości od miasta strudzonych pielgrzymów wita inna mieścinka – Grañón, godne wspomnienia ze względu na przecudowną atmosferę, w jakiej witani są pątnicy w tamtejszym albergue – schronisku.

Niedługo za Grañón przekraczamy granice kolejnego hiszpańskiego regionu – Castilla y León. Przez ten teren idziemy najdłużej, ale też napotykamy mnóstwo atrakcji, jak choćby Atapuerca, ciekawa ze względu na archeologiczne wykopaliska, które pozwoliły na odnalezienie w tym zakątku najstarszego przodka człowieka! Dalej nie sposób pominąć Burgos – dawnej stolicy królów. Obecna tu katedra jest najpiękniejszą, jaką zdarzyło mi się w życiu widzieć (i piszę to z całą świadomością, że dane mi było już zobaczyć słynną paryską Notre-Dame, a nawet samą Bazylikę św. Piotra). Poza tym miasto sławi też pamięć Cyda – to o nim traktuje najstarszy hiszpański epos średniowieczny, zabytek hiszpańskiej literatury. Za Burgos rozpoczyna się Meseta – ogromny płaskowyż. Wokół rozciągają się bezkresne pola, nad głową ogromny błękit nieba, gdzieniegdzie trafia się na spaloną słońcem wioskę. Tak jest aż do León, kolejnego dużego, zachwycającego miasta z dużą ilością zabytków – od katedry ozdobionej przepięknymi witrażami, po ciekawy architektonicznie pałacyk autorstwa Gaudiego. Ale to nie koniec zwiedzania, bo w tym regionie czeka na nas jeszcze Astorga, stolica czekolady, z ciekawymi muzeami, katedrą i kolejnym dziełem Gaudiego – bajkowym pałacem biskupim, a już po wejściu w góry odnajdziemy Ponferradę z zamkiem templariuszy i... jeśli ma się takie szczęście jak ja – z najprawdziwszą, gorącą, hiszpańską fiestą!

Idąc przez malownicze góry wkroczymy do Galicji – tak, to w tych krańcach ziemi nauczał Santiago! Przed nami kraina wilgotnych lasów i wzgórz, soczystej zieleni, ubogich wiejskich terenów, nieco dzika, zamieszkana przez ludzi nieco zamkniętych, traktujących przybyszów z rezerwą ludu, który pragnie autonomii i nie do końca chce być utożsamiany z resztą Hiszpanów. Tu czeka na nas upragniony cel wędrówki – Santiago de Compostela, z katedrą, której widok po setkach kilometrów wędrowania, jest najbardziej wzruszającym momentem, jaki można sobie wyobrazić. Szczęśliwi, składamy u grobu Apostoła przyniesione intencje, zmartwienia, problemy, uczucia, radości, podziękowania, losy naszych rodzin i przyjaciół, emocje, nasze całe życie...
A potem wybieramy się dalej, w męczącą wędrówkę ku Końcowi Ziemi, wyniosłemu Cabo Finisterre. Cudowny widok oceanu na Costa da Morte – Wybrzeżu Śmierci, jest wystarczającą nagrodą za wszystkie trudy pielgrzymki. Oglądając zachód słońca na przylądku nad Atlantykiem, z twarzą skierowaną ku Nowemu Światu, zdajemy sobie sprawę, że jest to koniec naszej wędrówki, ale i początek nowego życia.
Możemy jeszcze kontynuować pielgrzymowanie do sanktuarium maryjnego Nostra Señora da Barca w Muxía, co również gorąco polecam.

To jeden aspekt pielgrzymki. Teraz druga strona – duchowa. Wędrując, każdego dnia, krok za krokiem, zmieniamy się, dojrzewamy. Nie wrócimy już tacy sami. Idąc samotnie, mamy czas na przemyślenia, na zastanowienie się nad swoim życiem, na ogarnięcie myślami naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Przełamujemy nasze słabości, pokonujemy ograniczenia. Ale też poznajemy ludzi, uczymy się od nich, rozmawiając z nimi. Wysłuchujemy wspaniałych historii, spotykamy ludzi, którzy mając po 50-60 lat mówią, że pielgrzymują na Camino, ponieważ chcą zmienić coś w swoim życiu, bo chcą drugą jego część przeżyć inaczej, pełniej, głębiej, lepiej. Bo żałują zmarnowanego czasu. Pielgrzymka jest jak oczyszczenie umysłu i duszy, katharsis. Wystarczy tylko spytać kogoś: „Dlaczego idziesz?”, by od dopiero co poznanej osoby usłyszeć najgłębsze sekrety jej życia. Camino to życie w pigułce. Jednego dnia się śmiejesz, drugiego płaczesz, czasem jesteś samotna, czasem spotykasz ludzi – z jednymi idziesz dłużej, zaprzyjaźniasz się, z innymi tylko pozdrawiasz, nieodłączną częścią Drogi są pełne łez pożegnania. Każde doświadczenie jest cenne i niepowtarzalne, ubogaca Cię. Zdarzy Ci się też spotkać złego człowieka, ale to upewnia Cię jedynie w przekonaniu, że na jednego złego człowieka przypada na Camino setka cudownych, pięknych i dobrych ludzi. Tak samo jest w życiu, to podnosi na duchu, prawda? Uczysz się dostrzegać w bliźnich prawdziwe piękno, dostrzegasz duszę pod warstwą zmęczenia i brudu. Stajesz się bardziej ludzki. Wyruszasz na Szlak z pewnymi pytaniami, na które oczekujesz odpowiedzi. Czasem ją dostaniesz, a czasem dostaniesz odpowiedź na pytanie, którego wcale nie zadałeś. Zazwyczaj, niezależnie od wariantu, będzie to odpowiedź dla Ciebie zaskakująca.
Spotykasz Boga. Wystarczy się otworzyć – widzisz go w przepięknej przyrodzie, w drugim człowieku, w dobroci innych, rozpoznajesz jego głos w sobie, bo ulegasz przemianie, pozbywasz się egoizmu, uprzedzeń, On działa w Tobie, nawet jeśli tego nie oczekujesz bądź nie chcesz.
Obcowanie z historią, tradycją, kulturą, naturą, drugim człowiekiem, Bogiem...
Tym wszystkim jest Camino de Santiago, Droga, która jest celem sama w sobie. A także czymś o wiele, wiele więcej. Doprawdy, łatwiej byłoby powiedzieć czym ona nie jest!

1 komentarz:

  1. Może najbardziej odniosę się do twoich wpisów na forum ;) Kurcze szacunek, ze zdobyłaś Santiago w wieku 19 lat ;) Chyba mało spotykałaś rówieśników na szlaku, ja spotkałem jednego szweda w moim wieku. Nooo jestem o dwa lata starszy :P W sumie podziwiam, bo ja jeszcze nie jestem wstanie opowiedzieć o Camino nic konkretnego. :P Jedno jest pewne, za rok tam znowu muszę wrócić. Przecież to jest najbardziej kosmiczne miejsce na ziemi ;) Pozdrawiam

    Jacek ! ;P

    OdpowiedzUsuń