wtorek, 12 lipca 2011

Na Koniec Świata!

19.09.2010
Wielu pielgrzymów tak bardzo przyzwyczaiło się do wędrówki, że nie chcą kończyć jej w Santiago. Od najdawniejszych czasów wędrują więc dalej - ku oddalonemu jeszcze o 3 dni drogi brzegowi Oceanu Atlantyckiego, na przylądek zwany Końcem Świata, finis terrae. Starożytni Rzymianie wierzyli, że właśnie tu znajduje się kraniec znanego ludziom świata, że dalej - za ogromną wodą, nie ma już nic więcej. W średniowieczu pielgrzymi przybywali nad ocean po dowód odbycia pielgrzymki - muszlę vieirę zwaną muszlą św. Jakuba, a także by spalić na brzegu swoje stare ubranie i obmyć się w wodzie w symbolicznym geście przemiany - zniszczenia starego człowieka i powstania nowego. Współcześni pielgrzymi kontynuują tradycję wędrowania na Koniec Świata. Mimo że już wiedzą, iż dokładnie na zachodzie, za oceanem znajduje się Nowy Świat, majestatyczne słońce chowające się w spokojnych, bezkresnych wodach wciąż robi na nich tak samo imponujące wrażenie jak setki lat temu.

Rozpoczęłam moje Camino de Finisterre z Robertą o 6:30 rano. Zajrzałyśmy jeszcze raz do pustej rankiem katedry, spojrzałyśmy na jej fasadę pod gwiaździstym niebem i skierowałyśmy się uliczką w dół wzdłuż frontonu ekskluzywnego hotelu De los Reyes Católicos, urządzonego w starym szpitalu dla pielgrzymów. Wkrótce znalazłyśmy się poza Santiago, w ciemnym lesie. Ze wzgórza widać było pięknie miasto i oświetloną katedrę. Droga nie była łatwa, ale widoki przyrody piękne, atmosfera cudowna, znów mało ludzi na szlaku. Dzień był niesamowicie gorący - chyba mamy szczęście, bo podobno Galicja jest najbardziej deszczowym rejonem Hiszpanii! Spotykamy polską rodzinę z Krakowa. Wspaniale jest iść ponownie z Robertą! Znów śmiejemy się, rozmawiamy, śpiewamy. Po drodze mijamy piękne miasteczko ze starożytnym mostem,  niezliczone cruceiros, odpoczywamy nad rzeką. W albergue w Negreira jesteśmy w pokoju z interesującym, gadatliwym Niemcem imieniem Fabian, który idzie już 4 miesiące - od progu swojego domu! Wygląda iście średniowiecznie - z brodą, w pielgrzymim kapeluszu. Jest też Ana, młoda Polka mieszkająca w Niemczech, pracowała w Astordze jako hospitalera w schronisku dla pielgrzymów, a teraz sama wędruje. Późnym wieczorem dociera jeszcze Nadine - wyczerpana, na rowerze. Okazało się, że tego samego dnia dotarła pieszo do Santiago, ale rozczarował ją zgiełk i tłum miasta, więc od razu udała się w dalszą drogę na znalezionym, starym rowerze...

Dodatek praktyczny: Choć Santiago pozostaje głównym celem pielgrzymowania, naprawdę warto udać się pieszo do Finisterre! Ten prowadzący nad ocean odcinek liczący 90 km, choć nienajłatwiejszy, jest jednym z najpiękniejszych na Camino, a trud nagradza radość, satysfakcja i zachwyt po dotarciu. To nie to samo wrażenie co dotrzeć tam autobusem! Odnaleźć też można tu z powrotem spokój i czar drogi, niezmącony przez turystów towarzyszących prawdziwym pielgrzymom w ostatnich etapach przed Santiago i w samym mieście. W samym Santiago najlepiej znaleźć się w tygodniu - w weekend faktycznie jest bardzo zatłoczone.





cruceiro, średniowieczny drogowskaz


hórreo, tradycyjny galicyjski spichlerz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz