13.09.2010
Miyae pojechała dziś busem. Ja zaczęłam tego dnia wędrówkę szybkim tempem z ks. Andrzejem i Moniką, potem zostałyśmy z Moniką w tyle i szłyśmy, rozmawiając, spotkałyśmy też znajomego "Niemca od pęcherzy" Denisa (naprawdę był rekordzistą!). Znad galicyjskich pól unosiła się mgła, wyglądało to magicznie, potem z góry patrzyłyśmy na chmury zalewające mleczną masą pagórki. Wysłuchałam też kolejnej z ludzkich historii, jednej z tych, których się po kimś nie spodziewamy i która budzi w nas to zaskoczenie jak wiele bólu, którego na zewnątrz nie widać może się kryć w ludzkich sercach. Prędko dotarłyśmy do Portomarín, ślicznego miasteczka, które zostało całkowicie przeniesione (wraz z pięknym zabytkowym kościołem!) na pobliski pagórek po wybudowaniu sztucznego zbiornika na rzece Miño w miejscu, gdzie kiedyś się znajdowało. Podobno gdy poziom wody jest niski, można zobaczyć pozostałości dawnego miasta.
Do Santiago zostały już tylko 4 dni. Dziś mija miesiąc od mojego wylotu do Paryża - początku wędrówki. Moi najlepsi przyjaciele z Camino - Hiszpan Marcos i Włoszka Roberta, też są gdzieś teraz w trasie. Marcos wrócił by przejść kolejny odcinek, Roberta też podjęła z powrotem przerwaną na chwilę drogę. Nie jesteśmy razem, ale to dobrze myśleć, że wszyscy troje jesteśmy teraz na Camino (choć każde w innym miejscu), co dzień każde budzi się wcześnie rano, bierze plecak i idzie naprzód swoją drogą, każde spotyka innych ludzi i doświadcza czegoś innego, ale przecież jesteśmy jakoś duchowo połączeni, gdy myślimy jedno o drugim i tęsknimy za sobą. Camino to inna przestrzeń, inna rzeczywistość i wszyscy troje się w niej znajdujemy.
14.09.2010
Dziś idę i rozmawiam z Martą, potem dołącza do nas Szymon z polskiej grupy. Dziś znów krajobrazy pagórkowo-leśne i spowijające je mleczne morze chmur i mgieł. Docieramy do Palas de Rei, w którym nie byłoby nic ciekawego, gdyby nie to, że właśnie rozpoczęła się fiesta;) Poznajemy grupkę Hiszpanów - czworo madrileños i czworo sevillanos, spędzamy miły, pełen śmiechu wieczór w gronie hiszpańsko-polsko-koreańsko-austriackim (bo dołączyła też do nas poznana w Samos Vicky). Hiszpanie są niesamowicie otwarci i weseli, życie traktują jak ciągłą zabawę! Lubię bardzo to ich radosne usposobienie do życia.
Dodatek praktyczny: W Galicji zaskoczyły nas prysznice. Otóż nie posiadają żadnych zasłonek co nie byłoby jeszcze takie straszne, gdyby nie to, że - tak jak na przykład w Palas de Rei - bywają koedukacyjne. Cóż, pozostaje wtedy tylko umówić się na tury kobieco-męskie, a podczas kąpieli wystawić wartę przy drzwiach;)
galicyjskie mgły |
sztuczny zbiornik na rzece Miño |
kościół w Portomarin |
bujna zieleń Galicji :) |
znajomi z Madrytu :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz