10.09.2010
W porannych ciemnościach z wysiłkiem gramolimy się stromym podejściem do La Faba. Miasteczko bardzo ładne, zatrzymujemy się na chwilę przy stoisku z pamiątkami, sympatyczny sprzedawca pokropił nam ręce pomarańczowym olejkiem. Kolejna wspinaczka do O Cebreiro - starego, celtyckiego rzekomo miasteczka. Po drodze przekraczamy wreszcie granicę regionu Galicja. W O Cebreiro znajduje się maleńki kościółek, podobno najstarszy na Camino. Wystawione są tam patena i kielich, w których w średniowieczu dokonał się cud przemiany wina i chleba w prawdziwe ciało i krew Chrystusa. Niektórzy twierdzą nawet, że kielich ten to sam Święty Graal.
Camino prowadzi tego dnia to w górę, to w dół, górskie widoki zapierają dech w piersiach, dzień jest gorący - oby tak pozostało, bo Galicja to najbardziej deszczowy region Hiszpanii! Czuję się znów inaczej - jakby rozpoczął się zupełnie nowy i inny etap Camino. Zaczynam myśleć, że nie ma jednego Camino, jednej drogi, że zawiera ona w sobie kilka różnych dróg, tyle ile etapów w życiu. To dziwne uczucie. Może jest tak jak mówił Czech Lukas, że Camino to odrębna, magiczna, paralelna rzeczywistość? Znów wszędzie nowi, nieznani ludzie, z Miyae trzymamy się razem.
Gdy udało nam się wreszcie wspiąć na Alto do Poio, najwyższy punkt Galicji, gdzie spędzimy noc i odpoczywamy w barze z widokiem na góry, nagle drogą podjeżdża van, z którego wysiada... sprzedawca olejków i pamiątek z La Faby! Jest wraz z synem i pięknym białym psem, pytają czy mogą się do nas dosiąść. Mężczyzna, Marcel, jest Niemcem, ale studiował filologię hiszpańską i przeniósł się tu dawno temu, bo zakochał się w Galicji. Wygląda jak hipis - luźna koszula, jasne włosy związane w kucyk, wesołe błękitne oczy. Wieje od niego swobodą, wolnością, radością życia. Syn - przystojny, ciemnowłosy, widać że to już Hiszpan. Mieszka z matką w Astordze. Bardzo pozytywni ludzie, chcą zabrać nas ze sobą na obiad do Triacastela, ale postanawiamy zostać i odpocząć - tam tak czy inaczej dotrzemy jutro. Po raz pierwszy spotykamy się za to z nieprzyjemnym i nieuczciwym potraktowaniem nas w restauracji przez właściciela. Cóż, to tylko uświadamia, że na Camino - jak w życiu - spotkać można też ludzi złych. Jednak jeśli na jednego złego przypada kilkunastu lub kilkudziesięciu dobrych - czy proporcja wciąż nie pozostaje optymistyczna?:-)
górskie i zielone krajobrazy Galicji |
O Cebreiro |
podobno najstarszy kościół na Camino |
charakterystyczne dla O Cebreiro chatki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz