piątek, 15 kwietnia 2011

Żyj tak jak kochasz, kochaj to czym żyjesz :-)

04.09.2010
Dziś idę już ponownie z moją Miyae, ale też z polską grupką - Martą, Emilką, Moniką i Markiem. Opuszczamy León jeszcze po ciemku, w drodze spotykając kobietę z Australii, która - jak wielu - rozpoczyna w tym mieście pielgrzymkę. Przy wyjściu z miasta ostatni raz żegnamy się z Kanadyjczykami - kochanymi Danielem i Claire, w ciemnościach, robiąc sobie wspólne zdjęcie na tle pomarańczowej łuny sygnalizującej na granatowym niebie zbliżanie się słońca. Jeszcze nie wiemy, że więcej nie uda nam się już spotkać przyjaciół. W naszej polskiej grupce rozmawiamy po angielsku, żeby Miyae mogła nas rozumieć, wybieramy alternatywną trasę do Villar de Mazarife. Po drodze poznaliśmy dwóch Izraelczyków (ojciec i syn, spotkam ich ponownie w Santiago w kolejce do biura pielgrzymów) i Rosjankę.

Ale najciekawsze było spotkanie z Duńczykiem, który idzie trasą Aragonés. Miał ze sobą śliczny, własnoręcznie wyrzeźbiony kij pielgrzyma, był bardzo wesoły i miał dwa powody, żeby iść.
Pierwszy - obejrzał kiedyś z żoną film na BBC o kobiecie, która długie lata była w żałobie po śmierci męża, ciągle ubierała się na czarno. Znajomi zabrali ją na Camino. Po powrocie odmieniła swoje życie, zapragnęła żyć na nowo. Schowała swój smutek głęboko w sercu i zaczęła nowe życie. To ich bardzo zainspirowało i zapragnęli przejść tę trasę razem - niestety żona ma problemy z biodrem, więc idzie sam.
Drugi powód - bardzo szczęśliwe życie :-) Ma dwoje dzieci, troje wnucząt - i chce za nie podziękować w katedrze w Santiago. Jest bardzo szczęśliwym człowiekiem, ma 65 lat, skończył pracować, wreszcie ma czas i pieniądze na podróż. My - młodzi, mamy przed sobą całe życie. By przeżyć je szczęśliwie, by zacząć cieszyć się nim już teraz. 
Radosne, ciekawe i pouczające spotkanie. Per (bo tak ma na imię sympatyczny Duńczyk) będzie nam towarzyszył jeszcze wiele dni.

Live the life you love.
Love the life you live.

To jedna z sentencji wypisanych na ścianie Albergue de Jesús, bardzo ciekawego, artystycznego miejsca z duszą i przyjemną atmosferą, w którym przyjdzie nam spędzić noc. Wszędzie na ścianach są kolorowe napisy, rysunki, malowidła, w ogrodzie basen i różne śmieszne kolorowe rzeźby. W schronisku zatrzymuje się cała polska grupa i wszędzie rozbrzmiewa polski - dziwne uczucie, ale w kościele pozwalają nam odprawić polską mszę - żywą, piękną, pełną śpiewu. Przyłącza się kilku obcokrajowców i choć nie rozumieją zbyt wiele - są zachwyceni.

tu ostatni raz widzimy przyjaciół z Kanady

Albergue Jezusa ;-)


hiszpańskie kościoły są ulubionym miejscem bocianów :)

Peregrino


z wesołym Duńczykiem

na tarasie albergue, prawdopodobnie pisząc te słowa ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz